Pamiętnik z powstania warszawskiego streszczenie

17 sierpnia – kolejny dzień powstania. Imieniny Jacka i Mirona.Narrator wspomina, że w dniu jego przyjścia  na świat w kalendarzu widniało tylko to drugie imię (Mirona B. M. – Biskupa Męczennika) i  takie zostało mu nadane przez Nankę.  Siedemnastego dnia walk Miron wyszedł na zewnątrz. W jednej ze zburzonych księgarni znalazł zniszczony egzemplarz Psychologii Titschenera i chciał  poczytać w piwnicy pozostałe 34 strony.

Wszedł także do kościoła św. Jacka, który w chwi­li potem zaatakowali Niemcy z użyciem miotaczy ognia (które nazywano „szafami"). Wraz z tłumem ludzi udało mu się stamtąd uciec. Wrócił do schronu na Rybaki. Przyrządzająca zacierki Matka Swena  złożyła mu imieninowe życzenia. Z powstańczej gazetki  ludność dowiedziała się,  że Niemcy zbombardowali katedrę.

Miron wyznaje, że w czasie powstania dużo się chodziło, choć nie wszyscy opuszczali piwnice ( np. Mama Swena, Ciotka Uff, Zbyszek, Celinka). Wyprawy  na zewnątrz nazywał „lataniem", ponieważ zawsze trzeba było szybko przemieszczać się z punktu do punktu, kryjąc się w domach lub

w schronach. Dzięki temu jednak poznawano nowe szlaki, prowadzące na górę do różnych miejsc w mieście.

Piwnice, w których chronili się ludzie, przez dość długi czas oświetlane były prądem. Jeśli go nie było, używano lamp – karbidówek. W wydzielanych miejscach schronów organizowano prowizoryczne wychodki, które nie miały drzwi. Nikt się jednak nie wstydził i nie zwracał na to uwagi. Bywało nawet, że załatwiający się obok siebie prowa­dzili ze sobą dyskusje.

Miron przypomina sobie, jakie emocje towarzyszyły ludziom w trakcie powstania. W pewnym momencie wszyscy czuli się osaczeni i zmęczeni, zaczęli się jednak do tego przyzwyczajać. Każdy próbował uspokajać się na swój sposób. Wszędzie podczas spaceru, spoczynku czy kolejnego nalotu odmawiano litanie,

Zdrowaś Mario albo Pod Twoją obroną. Niepo­kój się zaczął, to trzeba było spokoju. Śpiewa­nie. Błaganie. Stanie. Już bez ciskań. Różańce. Zacierki. Jedzenie pod framugą .

Ludzie zastanawiali się. jakie miejsce będzie najbardziej bezpieczne. Także Miron z przyjaciółmi chcieli się gdzieś przenieść. 20 sierpnia ulokowali się w nowym, szarym schronie pod filarami. Tam Miron poznał młodą dziewczynę z karbidówką. Pochodziła z ulicy Zakroczymskiej i powiedziała mu, żę Niemcy bombardują nawet ruiny. Do piwnicy zaczęły przybywać tłumy ludzi bez bagażu i jedzenia. Miron przypomina sytuację, w której staruszek oddał swą porcję głodnej kobiecie, choć sam nie jadł od dwóch dni. Noce były dla uciekinierów spokojne. bo zazwyczaj nie zrzucano bomb, co najwyżej  ochotnicy wychodzili na zewnątrz, by przesunąć barykady.  Raz Miron uczestniczył w przesuwaniu barykady na Rybakach. Około dwudziestu osób przenosiło płyty chodnikowe  i szyny, starając się nie robić hałasu, by nie spowodować ataku Niemców. Jeden cywil upuścił jednak blachę i wkrótce rozległ się huk pocisków. Mironowi udało się uratować, ponieważ w porę ukrył się w piwnicy. Późną nocą sytuacja uspokoiła się i dokończono przenoszenie barykady.