W roku 1935, gdy w „Skamandrze” pojawił się belfer Pimko („zasłużony profesor T. Pimko”, V 1, 55), „kulturalny filolog z Małopolski”, Gombrowicz jako krytyk literacki rozprawiał się z debiutującą autorką opowiadań, Elżbietą Szemplińską, na łamach „Prosto z mostu”: „Zanadto przyzwyczailiśmy się do oceny dziel literackich według rozmaitych mniej lub więcej szkolars kich kanonów, zbyt mało zaś mamy na uwadze, że pierwszym obowiązkiem książki jest — być zjawiskiem życiowym, przemówić do nas siłą duchowego faktu. Dlatego stosunek do życia autora jest decydujący. Dlatego żadne zalety bardzo dobrej skądinąd noweli nie okupią tego, że Szemplińską pozwoliła sobie nazwać jej bohatera panem Piwko. Czy nie czuć jakże nieżyciowej protekcjonalności już w samej tej nazwie?” (V 1, 150—151, podkr. — J.P., F.M.). Na tle tej wypowiedzi trudno snuć rozważania o prawdziwej etymologii nazwiska Wielkiego Zdrabniacza. Wszystko będzie tu przypuszczeniem, choć niekiedy bardzo zbliżającym się do prawdziwych intencji Gombrowicza, czyli narratora W.G. Legendą historycznoliteracką jest zestawianie T. Pimki z Tadeuszem Sinką, wybitnym hellenistą krakowskim, a przypadkowo także recenzentem debiutanckiego tomu opowiadań autora Ferdydurke. Sinko, recenzując Pamiętnik z okresu dojrzewania narzekał „na brak smaku u autora”, a streszczając go — jak pisze Jarzębski — udawał jakby „biorąc ostrożnie w dwa palce jakieś obrzydlistwo, przygląda! mu się ze wstrętem z możliwie największego dystansu” (J 178). Dalej pisze ten sam badacz: „Wspominałem już, że Pimko zdaje się być w pewnej mierze repliką prof. Tadeusza Sinki. Celem ataku w pierwszej części książki nie jest jednak, rzecz jasna, Sinko osobiście. Stoi za nim cały odłam krytyki »profesorkiej”, porażonej podobną, jak u »ciotek«, intelektualną niemocą, niezdolnością rozumienia indywidualności pisarza i dzieła” .
W jaki sposób etymologia nazwiska „Pimko” ma ośmieszać nie tylko samego Sinkę, ale i legion profesorów- -recenzentów? Oto jest pytanie. Wydaje się, że jest to wyraz utworzony na niby od nie istniejącego czasownika ,,pimkać” (tak jak istnieje czasownik „pinkać” — ‚grać na jakimś instrumencie muzycznym’), którego sens mógłby być zbliżony do „bimbać” — ‚lekce sobie ważyć wszystko : wszystkich’. Jest wszakże kilka innych jeszcze możliwości onirycznej wyobraźni onomastycznej. Trop infantylizmu prowadzi do Pimpusia z bajeczki Marii Konopnickiej Szkolne przygody Pimpusia Sadełko.
Z polskim nie istniejącym czasownikiem „pimkać”, gdyby miał być spokrewniony z wyrazem „bimbać”, możliwe byłoby skojarzenie frazesu niemieckiego: „das ist mir pimpe”, który znaczy „wszystko mi jedno”. Najbardziej prawdopodobne — jeśli zakładać karykaturalność przerysowania w ataku Gombrowicza na wszelkich Sinków oraz jego skłonność do „podmieniania” liter w kłopotliwych słówkach — rozwiązanie zawiera się w równaniu z jedną niewiadomą: Pi-x-ko. Jeśli pamiętamy o Pipowskich („Czy znasz Pipowskich? Ona jest dziką snobką, ale nadzwyczaj estetyczna”, to widzielibyśmy tu zamaskowanie nazwiska Pipko (wtedy „m” równałoby się z „p nie tylko tu, ale i w seksualnej liście kolegów Józia: Cimkiewicz stałby się zrozumiałym „Cipkiewiczem”). „Pipko” — z wszelkimi lekceważącymi aluzjami infantylizującymi i erotycznymi — mieściłby się nawet poniżej nazwiska Piwko u Szemplińskiej, czyli protekcjonalność Gombrowicza byłaby zbyt widoczna. Interesujące może tu być przypomnienie bohatera Pociągów pod specjalnym nadzorem Bohumila Hrabala, który nazywał się właśnie Miłosz Pipka, co zwiastowało jego życiowe kłopoty.