7 sierpnia był pierwszym dniem pobytu Mirona na Starym Mieście. Ludzie wiedzieli już, że nie ma możliwości przepłynięcia przez Wisłę, bo wróg nieustannie obserwuje wybrzeże i rzekę. Miron przypomina sobie, jak bardzo ubolewał, że nie było e wrześniu 1939 r. w Warszawie. No i teraz miałem to, co chciałem. I chciałem uciekać .
Zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby uciekł, znów żałowałby, że w tym nie uczestniczył. Jednocześnie. szkoda mu było tych, którzy polegli i którzy nie mogą dzielić z nim radości przeżycia. Wiedział jednak, że śmierć może nadejść w każdej chwili. Myślenie o tym, co się za chwilę stanie i co już się Jarzyło na Woli. na Mostowej i w innych częściach miasta, była nieodłącznym elementem życia w czasie powstania. Przerywały je tylko chwile, których się spało, jadło albo rozmawiało.
Bywało, że strach próbowano złagodzić śmiechem Miron przytacza rozmowę ze Swenem, podczas której dowiedział się, że Celinka miała pracować z koleżanką w Ośrodku Zdrowia na Miodowej. Ośrodek jednak zniszczono, co wszyscy skwitowali żartem: Długo się naurzędowały.
W czasie pobytu na Starym Mieście Miron z przyjaciółmi chodzili na obiady do sióstr sakramentek. Ich klasztor znajdował się przy ulicy Starej, niedaleko klasztoru Dominikanów. Mirona zadziwiało to, że zakonnice nie tylko nie odmawiały pomocy, ale codziennie gotowały i zapraszały do siebie głodnych warszawiaków. ; 13 sierpnia na Stare Miasto spadły bomby – zatakowano Muranów, Zakroczymską, Mostowi. Nowomiejską, a również na klasztor Sakramentek. Miron pisze, że właśnie wtedy zrozumiał, z; czas spokoju dobiegł końca, a to, co było zaledwie przeczuwane – zaczęło się dziać na oczach wszystkich. Niemcy nieustannie obserwowali teren, atakowali z łodzi i czołgów. Ludzie straszyli się nawzajem, mówiąc: Cicho! Czołg za ścianą . W podziemiach zaczęło brakować żywności i coraz trudniej było zdobyć coś do jedzenia. Niemcy zajęli najważniejsze dla cywilów punkty: wodociągi, elektrownię i magazyn na Stawkach, odcinając dostęp do wody, światła i żywności. Sytuacja miasta stawała się coraz gorsza. Upadła Wola, resztkami sił broniły się Mokotów, Żoliborz i Czerniaków, do których dostać się można było wyłącznie kanałami i do tego na klęczkach. Niemcy często otwierali włazy, wrzucali do nich granaty albo oplatali otwór drutem kolczastym, na którym zawieszali granat) (Miron pisze, że o tej drugiej możliwości dowiedział się potem z filmów). Łącznikami między częściami miasta były przede wszystkim kobiety i mali chłopcy. Przedostawali się podziemiami albo znacznie rzadziej, „wierzchem", czyli ulicami.
Narrator opisuje życie w schronach. Ludzie leżeli, rozmawiali. modlili się i czytali gazetki. Miron i Swen często spacerowali korytarzami piwnic na Rybakach. W tunelu spotykali wielu ludzi. Zaprzyjaźnili się z pewnym małżeństwem, do którego chodzili na ploty i słuchanie świerszcza , odnaleźli też starego znajomego – Leonarda, który, jak się potem okazało, opuścił schron,poszedł do klasztoru Sakramentek i tam zginął pod jego gruzami.
Mimo że na zewnątrz i w podziemiach panował upał, ciągłe wędrówki ludzi powodowały przeciąg, dlatego narrator z przyjaciółmi przenieśli się z piwnic bloku B do piwnic bloku A, gdzie było cieplej. Miron i Swen ułożyli litanię, która stała się bardzo popularna i zaczęli ją codziennie odmawiać tysiące ludzi:
Od bomb i samolotów – wybaw nas, Panie, Od czołgów i goliatów – wybaw nas. Panie, Od pocisków i granatów – wybaw nas. Panie, Od miotaczy min – wybaw nas, Panie, Od pożarów i spalenia żywcem – wybaw nas, Panie, Od rozstrzelania — wybaw nas. Panie, Od zasypania – wybaw nas, Panie
Miron podaje, że tam, gdzie przebywał, znajdował się około 3000 osób (w tym 300-350 powstańców u a ludzi wciąż przybywało.