3 października Miron ze swoimi bliskimi ostatni raz wyruszyli na Chmielną. Od zamieszkałych na rogu Zgody państwa Bałturkiewiczów dostali trochę ubrań i buty. Narrator wspomina, że w ich piwnicy zostawił brulion ze swym dramatem, który nigdy się nie odnalazł. Z Chmielnej zabrali swoje dokumenty, świadectwo maturalne Haliny, aparat fotograficzny i zapiski Mirona. Następnie zamknęli drzwi domu na klucz. Okazało się, że niepotrzebnie, bo jakiś czas później Niemcy je spalili. Miron pisze, że nikt się wtedy nie spodziewał, że za kilka miesięcy on i Ojciec znów się w nim znajdą wypiszą na ścianie informację dla Zochy, Haliny i Stachy: Jesteśmy Poznańska 37 m. 5. Wyniesione z domu rzeczy zakopano w piwnicy na ulicy Wilczej 21. Polem wszyscy ruszyli w stronę Marszałkowskiej. Tłum posuwał się wolno.
9 października jako ostatni broń złożyli powstańcy. Niemcy zaskoczeni byli liczbą ocalałych. Sami warszawiacy dziwili się. że aż tylu ich przeżyło. Choć wywózki kojarzyły się z czymś złym i przypominały o transportach do obozów, ludzie nie tracili nadziei, wzajemna obecność dodawała im otuchy. Miron i jego bliscy uczestniczyli w transporcie poza Warszawę. Wysiedli w Pruszkowie.Na miejscu szukali desek do spania. Następnej dnia RGO (Rada Główna Opiekuńcza, zajmująca się pomocą w przetrwaniu w tych trudnych warunkach ) rozdawała zupę. Z hali piątej zostali przeniesieni do innej. Mimo że mogli pozostać w Pruszkowie, zdecydowali się stanąć do „sortowania". Miało to miejsce 6 października. Niemcy sprawnie radzili sobie z dzieleniem ludzi zdolnych i niezdolnych do pracy. Wszystko przebiegało szybko. Na lewo kierowano do wywózki do Guberni, na prawo – do robót w Rzeszy. Stacha na własną prośbę zdecydowała się na roboty., byleby pozostać z bliskimi. Wszyscy zostali załadowani i do świńskiego wagonu towarowego. Znajdowało się w nim 60 osób, panował ogromny ścisk. Największy problem sprawiało „siusianie", mocz oddawano do blaszki, która krążyła między ludźmi. Pociąg kierował się na Dolny Śląsk i zatrzymał na stacji „Lammsdorf’’ czyli Łambinowiee. Na miejscu Niemcy prowadzili wszystkich aleją, którą otaczały porośnięte zielenią wały. Narrator informuje, że kilkanaście lat później wyjdzie na jaw, iż w wałach tych znajdowały się trupy. Ulokowano ich w obozie jenieckim, w którym przebywali Polacy z 1939 roku, Anglicy, Belgowie, Francuzi, Rosjanie i wiele innych narodowości. Wszyscy wyglądali na zadbanych, byli ogoleni umyci. Nowo przybyli zostali wysłani do mykwy (łazienki). Nastąpiła kontrola wszowa, w której pomagali starsi jeńcy- każdy musiał wysmarować się szarą maścią. Halina zdradziła Mironowi, że podczas kąpieli Ukraińcy przebywali z kobietami, niektóre z nich umawiały się z nimi na randki. Do obozu zostali także przewiezieni powstańcy – narrator nie wie dokładnie, co się z nimi później stało. Cywilów Niemcy umieszczali w namiotach. Za posłania służyły im wióry. Ludzie żywili się tym, co dostawali i zapasami przywiezionymi z Warszawy. Miron pisze, że teren obozu bardzo się im podobał, zwłaszcza zagajnik z wrzosami, w którym miło było posiedzieć i porozmawiać. Wieczorami Miron spacerował po obozie. Ludzie przechadzali się, dyskutując. Kobie gotowały, obok nich bawiły się dzieci. Rosjanie śpiewali starocerkiewne nieszpory. W namiocie Mirona urządzona została impreza kulturalna, ktoś grał na skrzypcach koncert Wieniawskiego. Niemal codziennie w obozie miały miejsce selekcje wyjazdowe. Niemcy kierowali grupy ludzi w nowe miejsca, dając im jednak wybór, jak daleko i gdzie chcą jechać: czy do bauera, czy do fabryki. Miron chciał wyjechać jak najbliżej Guberni, by móc stamtąd uciec do Częstochowy. Halina natomiast marzyła o Wiedniu.
9 października Miron i Ojciec zgłosili się do wyjazdu do Opola, a Halina pojechała do Wiednia. 11 listopada – spadł wtedy pierwszy śnieg – mężczyznom udało się zbiec z Opola, gdzie pracowali jako pomocnicy murarzy przy rozbudowie gazowni. Następnie udali się do Częstochowy. Tam Miron spotkał Swena i jego Mamę.
Narrator pisze, że Warszawę zobaczył ponownie w lutym 1945 roku.