Pamiętnik z powstania warszawskiego streszczenie

23 września padł Czernia­ków – Powiśle Południowe, 27 września – Mokotów, a 30 września skapitulował  Żoliborz. Narrator wyraźnie zaznacza, że powojenne legendy o tym, jakoby te dzielnice ocalały  są fałszywe. W 1945 roku widział on tam tylko zgliszcza i ruiny domów, a cztery lata później był  świadkiem odkrycia około dwustu trupów w moko­towskim kanale.

Po wojnie cala stolica śpiewała Marsz Mokotowa. Zdaniem Mirona, niemalże każda dzielnica Warszawy ma swoją tradycję powstaniową – Żoliborz. Powązki. Wola, Ochota (tu na Zieleniaku zganiano ludzi, gwałcono kobiety), Mokotów, Czerniaków.Po upadku Żoliborza utrzymywało się jedynie  Śródmieście, reszta miasta leżała w gruzach. Wkrótce skończyły się zapasy w młynie. Brakowało broni, jednak nie wydawała się ona aż tak bardzo potrzebna, okazała się bowiem nieprzydatna podczas nalotów czy ataków miotaczy i czołgów.

30 września  Miron postanowił odwiedzić Swena na Żurawiej,  ale zastał tam jedynie pana Szu w skupieniu od­mawiającego godzinki. Następny dzień rozpoczy­nał trzeci miesiąc powstania- październik. Walki  trwały już 62 dni. Nad ranem nastała cisza, nie słychać było żadnych wybuchów. Zachęciło to do wyjścia z podziemi-  jakby wszystkim nagle za­chciało się żyć. Ulice zapełniły się tłumami, ludzie szli,  rozglądając się i rozmawiając.

Miron pamięta, że wtedy – 1 października zobaczył na niebie  dwa bociany co bardzo go zdziwiło. Wraz z Ojcem,  który dołączył do nich wcześniej, Haliną, Stachą dotarł na Chmielną 32. Później – już  tylko ze Swenem – wybrał się na spacer po Warszawie.  Niewiele zostało z jej ulic, spalone budynki  były częściowo lub całkowicie zniszczone. Narrator pisze,  że gdy po latach opowiadał o tym dniu przyjacielowi, ten powiedział:

bo nagle powrót do normy, i nagle nie ma – ssta, nie ma domów, no… rozpacz

W trakcie wędrówki obaj ze Swenem rozpłakali się. Dopiero pod koniec pierwsze-go  dnia października ponownie usłyszano strzały. 2 października wszystko się uspokoiło. Ogłoszono kapitulację i koniec powstania. Powstańcy składali  broń. Do 9 października wszyscy  musieli wyjść na powierzchnię. Ci, którzy mogli pracować, mieli być wywiezieni na roboty  do Rzeszy, pozostali rozwiezieni po Guberni. Na ulicach zbierały się tłumy ludzi czekających wraz rodzinami do wyjścia. Niektórzy szukali swoich bliskich, przyjaciół.

 Miron i jego towarzysze stanowili wyjść następnego dnia. Narrator wspomina, że wiedzieli, iż zostaną wywiezieni do pracy, do Nie­miec. Mieli tylko nadzieję, że nie skierują ich na zachód lub do bauera (gdzie jak pisze autor, była harówa i głodowa), o którym napisano nawet smutną piosenkę. Przebywająca  z nimi pani Trafna była Żydówką. Jak się okazało  wielu Żydów wychodziło z Polakami, nie ujawniając  swego pochodzenia. Miron opowiada o swoim spotkaniu z Żydami. Latem  poznał Kubę młodego i radosnego Żyda. W dniu kapitulacji  i wychodzenia na zewnątrz spotkał go wraz z jego rodziną. Kuba namawiał go na pozostanie w podziemiach. Mironowi i Halinie spodobał się ten pomysł, ufali w jego mądrość i rozsądek. Obawiali się jednak, co będzie, jeśli Niemcy znajdą ich pośród gruzów i zdecydowali, że jednak wyjdą. W tym czasie odłączyło się od nich kilkoro przyja­ciół. Narrator informuje, że dopiero kilka miesięcy  później dowiedział się, że Swen wyszedł z rodziną Szu. Niemcy skierowali jego i młodego Szu na roboty do Rzeszy. Udało im się jednak uciec z pocią­gu i w przydrożnej chałupie Swen cudem natknął się na swoją rodzinę. Matka Swena, Celina. Ciotka Uff oraz Lusia z Mareczkiem i swoją mamą wyszły na powierzchnię niedługo po tym, jak Miron ze  Swenem wyruszyli na misję do kanałów. Niemcy zabrali je  i jako niezdolne do pracy skierowali do guberni.  Kobiety uratowały wówczas Celinę, której  groziły roboty – ubrały ją jak staruszkę i dzięki temu uniknęła wywózki.

Miron powraca do wydarzeń z 2 października. Ludzie wychodzili, rozmijali się i  i gubili w tłumie. Na Kruczej miało miejsce wielkie mycie.Wszyscy naradzali się, co ze sobą zabrać. Ojciec wymyślił, by każdy miał swoją  torbę uszytą z worków, które wykonały Zocha  i Halina. Miron chciał zabrać z mieszkania pani Rybkowskiej kilka niezapisanych kartek ze starego  :zeszytu.  Właścicielka nie pozwoliła mu na to, gdyż zeszyt należał do jej zmarłej córki. Mimo to Miron ukradł je, bo – jak wspomina – musiał mieć na czym pisać. Później z Ojcem poszli na Złotą pożegnać się z Sabiną, siostrą Zenona, i Czesławem.