Łagodna Fiodor Dostojewski treść

Później też wspominałem to z lubością, chociaż to głupie: po prostu oświadczyłem wtedy bez najmniejszego zakłopotania, że po pierwsze nie jestem specjalnie uzdolniony, niespecjalnie mądry, dość przeciętny egoista (pamiętam to wyrażenie, wymyśliłem je sobie wtedy po drodze i byłem z niego bardzo zadowolony) i że bardzo, ale to bardzo możliwe, że mam wiele innych niemiłych cech. Wszystko to zostało powiedziane ze szczególnego rodzaju dumą — wiadomo, jak się mówi takie rzeczy. Oczywiście starczyło mi taktu, żeby uczciwie wymieniwszy moje wady, nie zabrać się do wyliczania zalet: „że niby w zamian mam to i owo". Widziałem, że na razie ona jeszcze strasznie się boi, ale nie złagodziłem niczego — więcej, widząc, że się boi, rozmyślnie podkreśliłem: powiedziałem bez ogródek, że głodu nie zazna, ale strojów, teatrów, balów — o, tego nie będzie, chyba że w przyszłości, kiedy osiągnę swój cel. Ten surowy ton mnie naprawdę upajał. Dodałem, też jakby mimochodem, że jeżeli zajmuję się czymś takim, to znaczy prowadzę tę kasę, to mam w tym pewien określony cel, bo jest pewna okoliczność… Przecież miałem prawo tak mówić: rzeczywiście miałem taki cel i taką okoliczność. Chwileczkę, proszę państwa, sam przez całe życie nienawidziłem tej kasy pożyczkowej, ale wszak w istocie, choć to śmieszne mówić do siebie samego zagadkowymi zdaniami — przecież „mściłem się na społeczeństwie", naprawdę, naprawdę, naprawdę! Tak iż jej ironiczna uwaga tego rana o tej mojej „zemście" była niesprawiedliwa. To jest, widzicie państwo, gdybym powiedział jej wprost te słowa: „Tak, mszczę się na społeczeństwie", roześmiałaby się jak z rana i wypadłoby to w samej rzeczy śmiesznie. No a taką pośrednią aluzją, rzucając zagadkowe zdanie, okazało się, można podziałać na wyobraźnię. W dodatku niczego się już wtedy nie bałem: wiedziałem przecież, że gruby sklepikarz jest dla niej bądź co bądź wstrętniejszy ode mnie i że ja, stojąc tu w bramie, jestem zbawcą. Rozumiałem to przecież. O, podłość człowiek szczególnie dobrze rozumie! Ale czy to jest podłość? Jakże tu sądzić człowieka? Czyż już wtedy jej nie kochałem?