Łagodna Fiodor Dostojewski treść

Potem dopiero dowiedziałem się o „Głosie" i o wszystkim. Ogłaszała się wtedy rozpaczliwie, z początku, rozumie się, ambitnie: tak a tak, „guwernantka przyjmie kondycję, może wyjechać, oferty przysyłać listem poleconym", a potem „przyjmie wszelkie warunki, zgodzi się udzielać korepetycji i do towarzystwa, i zajmować się gospodarstwem, i pielęgnować chorą osobę, i szyć umiem" itd. — znane rzeczy! Oczywiście wszystko to dodawano w ogłoszeniu w różnych wariantach, a pod sam koniec, kiedy sytuacja stała się rozpaczliwa, to nawet „bez pensji, za samo utrzymanie". I cóż — nie znalazła posady! Postanowiłem ją wtedy wypróbować po raz ostatni: biorę nagle dzisiejszy „Głos" i pokazuję jej anons: „Młoda osoba, sierota, szuka posady guwernantki do małych dzieci, najchętniej u starszego wdowca. Może pomóc w gospodarstwie".    

— O, widzi pani, ta się dziś ogłosiła, a do wieczora na pewno znajdzie miejsce. Tak się trzeba ogłaszać!    

Znów się żachnęła, znów oczy się zaiskrzyły, w tył zwrot i już jej nie było. Bardzo mi się to spodobało. Zresztą byłem już wtedy całkiem pewien swego i nie obawiałem się wiedząc, że przecież munsztuków nikt nie przyjmie, tym bardziej że już nie miała nawet munsztuków. No i faktycznie, na trzeci dzień przychodzi bledziutka, wzburzona — domyśliłem się, że coś musiało zajść w domu, i rzeczywiście zaszło. Zaraz powiem, co zaszło, ale teraz chcę tylko opowiedzieć, jak to nagle zadałem szyku i
urosłem w jej oczach. Taki raptem zamiar powziąłem. Chodzi o to, że przyniosła ten obraz (zdecydowała się przynieść)… Ach, słuchajcie, słuchajcie! Teraz to się już naprawdę zaczęło, bo przedtem jakoś tylko krążyłem… Chodzi o to, że teraz chcę to wszystko sobie przypomnieć, każdy drobiazg, najdrobniejszy szczegół. Wciąż chcę skupić myśli w jedno ognisko i — nie mogę, bo ciągle te szczegóły, szczególiki, drobiazgi…    

Obraz Matki Boskiej, Matka Boska z Dzieciątkiem — familijny, antyczny, w srebrnej pozłacanej oprawie, wart — no, ze sześć rubli wart. Widzę, że jej bardzo zależy na tym obrazie — zastawia cały, nie zdejmując oprawy. Mówię do niej:    

— Lepiej byłoby zdjąć oprawę, a obraz zabrać, bo obraz to jednak jakoś nie tego…    

— A co, to jest zakazane?    

— Ach, nie o to chodzi, ale chyba dla pani samej…    

— No to proszę zdjąć.