Niestety, nie wszyscy są w tak radosnym nastroju. Dla tych, którzy w epidemii stracili bliskich, samotność jest przerażająca. Nie świętują z innymi końca zarazy.
Społeczeństwo bawi się na ulicach Oranu. Niektórzy odwiedzają miejsca, w których dżuma na zawsze wyryła swój ślad. Pokazują bliskim pozostałości po zarazie i wspominają swoją samotność. To właśnie te pary złączonych zakochanych bardziej niż cokolwiek innego uświadamiają^ że miasto jest znowu wolne. Przechadzający się wśród świętującego tłumu doktor dostrzega, jak bardzo brakowało ludziom bliskości. Widzi też, że ludzie pragną odnaleźć szczęście i zapomnieć o epidemii. Odkrywają też znaczenie czułości.
Narrator informuje, że jego kronika dobiega końca, więc może wyjawić swoją tożsamość. To doktor Bernard Rieux opisywał dżumę. Zależało mu na anonimowości, gdyż dzięki temu mógł obiektywnie opisać zarazę. Dzięki swemu zawodowi wiele widział, słyszał i docierał do większości chorych oraz świadków choroby.
Twierdzi też, że identyfikuje się z ofiarami zarazy i łączy się z nimi w bólu i wygnaniu. Chcąc dać świadectwo choroby musiał milczeć o swoich osobistych uczuciach. Swą opowieść narrator kończy na Cottardzie, o którym Tarrou pisze w swoich notatkach:
Jedną tylko prawdziwą zbrodnią popełnił: zgodził się w swym sercu na to, co zabija dzieci i dorosłych.
Doktor stwierdza, że Cottard miał nieświadome serce, to znaczy serce samotne. Rieux opuszcza świętujący tłum i udaje się w stronę hotelu. Zatrzymuje go policjant, który informuje go, że jakiś szaleniec strzela do tłumu. Do doktora zbliża się Grand i rozpoznaje, że strzały dobiegają z okna Cottarda. Policjanci czekają na posiłki, a gdy te przybywają, biegną do mieszkania szaleńca i siłą go stamtąd wyciągają. Cottard krzyczy, toteż Grand stwierdza, że zwariował. Urzędnik informuje doktora, że napisał list do Je-anne i dalej pracuje nad zdaniem, z którego wyrzucił wszystkie przymiotniki.
Doktor odwiedza starego astmatyka, który pyta go o Tarrou. Rieux z żalem informuje go o śmierci przyjaciela. Starzec stwierdza, że najlepsi zawsze odchodzą najszybciej. Pyta doktora, czy pogłoskio wybudowaniu zmarłym na dżumę pomnika są prawdą. Rieux przytakuje i wychodzi. Wspomina zmarłego przyjaciela i żonę. Wyjawia, że nie chciał milczeć o dżumie, dlatego ją opisał. Ma nadzieję, że jego kronika będzie świadectwem walki. Słuchając świętującego tłumu zdaje sobie sprawę, że ,, bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony (…), i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.''