Strażnicy zawracają samochody kierujące się w stronę Oranu, zamiera także ruch w porcie. Narrator komentuje, że handel również zmarł na dżumę, jednak mieszkańcy nie godzą się jeszcze na chorobę. Złoszczą się, że nie zawsze mogą robić to, co robili przed epidemią. Winą za taki stan rzeczy obarczają nieudolną administrację. Prefektura dostarcza gazetom statystyki zgonów, gdyż wreszcie zajmuje oficjalne stanowisko w sprawie choroby. Niestety, informacja o 302 zmarłych w ciągu jednego tygodnia jeszcze nie niepokoi mieszkańców. Tłumaczą, że nie wiadomo, ilu orańczyków umierało tygodniowo przed epidemią, więc może liczba zgonów nie powiększa się tak drastycznie jak sugerują władze. Wierzą też, że nie wszystkich zabrała dżuma. Dopiero gdy stwierdza się coraz więcej śmiertelnych przypadków choroby, ludzie uświadamiają sobie tragizm sytuacji. Mają jednak nadzieję, że to szybko minie. Nadal odwiedzają kawiarnie, dopisują im jeszcze humory. Zachowują pozory, by się nie bać. Taka sytuacja trwa bardzo krótko, gdyż prefektura wydaje kolejne rozporządzenia: ogranicza żywność i benzynę oraz zalecenia oszczędzanie prądu. To z kolei powoduje szybkie zamykanie sklepów i zatrzymanie ruchu kołowego. Zwiększa się natomiast liczba pieszych oraz klientela kawiarń. Wielu mieszkańców zmuszonych jest wziąć urlopy, gdyż ustaje praca niektóry biur. Ludzie z nudów chodzą do kina, nawet gdy te wyświetlają wciąż te same filmy. Coraz więcej orańczyków pije alkohol, a jedna z restauracji wywiesza kartkę z napisem: Alkohol zdrowiu sprzyja, zabija bakcyla. Wychodząc ze szpitala Rieux spotyka Cottarda. Mężczyzna jest zadowolony i cieszy się, że epidemia trwa właśnie teraz. Opowiada doktorowi liczne anegdotki na temat choroby i jej ofiar. Z kolei Grand mówi Rieux o swoim małżeństwie. Skłoniła go do tego fotografia pani Rieux i informacja o pobycie kobiety w sanatorium. Wyznaje, że do przerwania studiów przyczyniła się także dziewczyna, w której się zakochał – sąsiadka Jeanne.