Patrycja Borejko
Patrycja Borejko – Najmłodsza pięcioletnia córka państwa Borejko była zasadniczo podobna do barokowego aniołka z różowego alabastru i zgodnie z tym wokół pulchnej buzi miała wijące się, złote loczki. Pulpecja była jedyna na podbijanie tłumów, jak mawiała mama Borejko. Miała tu na myśli pięcioletnią Patrycję, które było słodkim dzieciątko o stalowym charakterze Typowy wykwit lat siedemdziesiątych. Wykwit ten potrafił się rozpłakać na zawołanie.Zdarzało się to wtedy, kiedy kolejka, napierając zwartą masą na ladę, domagała się niedopuszczania do niej wszystkich starców, kobiet w ciąży i inwalidów z dziećmi na ręku. W takich chwilach zaprawiona w bojach dziecina wybuchała płaczem. Tak przekonywającym, że zdetonowana kolejka milkła. Potem nie wydawała już okrzyków na temat dużej dziewczynki, która bynajmniej nie musi być trzymana na ręku, lecz przeciwnie, samodzielnie może ogonkować po salceson i wątrobiankę.
Jej lazurowe oczka były ukryte wśród fałdek miłego sadełka. Błyszczące okrągłe policzki z dołkami i dodatkowy dołeczek w brodzie – wszystko to tchnęło zdrowiem, siłą i niczym nie zmąconą pogodą ducha. Pykniczna Patrycja była wcieleniem spokoju. Jeśli chodzi o nią, kret z bajki mógłby zostać nawet poćwiartowany i zamarynowany w occie. Przyjęłaby to zapewne z lekkim smuteczkiem, by natychmiast zająć się zabawniejszymi stronami życia.
Mama Borejko
Mama Borejko – matka czterech córek, z których każda miała wyraźnie zarysowaną osobowość. Pani Mila zachowywała względną równowagę ducha tylko dzięki specjalnemu systemowi, wypracowanemu przez długoletni trening psychiczny. Wszelkie konflikty między córeczkami przyjmowała mianowicie do wiadomości tylko powierzchownie. Inaczej po prostu nie zdołałaby przetrwać. Mama zawsze była mała i bardzo szczupła, lecz czasami wydawała się jeszcze bardziej mizerna. I nieswoja.
Pani Borejko miała nieco ponad czterdzieści lat. Wyglądała na więcej, gdyż jej twarz nosiła ślady wszystkich trosk i kłopotów, których nie dopuściła do głębin świadomości. Tylko oczy były w jej twarzy młode – świeciły miłym, dobrym, błękitnym spojrzeniem, bo zresztą i mama była osobą miłą i dobrą, tylko niesłychanie apodyktyczną. Była małym domowym tyranem, pełnym skoncentrowanej energii, wiecznie czymś zajętym i niezłomnie oddanym swojej rodzinie.
Mila Borejko od urodzenia Natalii przestała pracować w biurze i zajęła się wyłącznie domem oraz wychowaniem córek. Dorabiała, ,,ściboląc ”na maszynie dziewiarskiej swetry i czapki. Pracowała w Spółdzielnia Pracy „Świt” i który to rodzaj zarobkowania, aczkolwiek niekrępujący, jednak nie należał bynajmniej do popłatnych.
Tata Borejko
Tata Borejko – Co do rudego taty Borejki (który z biegiem lat stał się siwawy), uważał on, że cztery córki to i tak sporo jak na wytrzymałość pojedynczego ojca i całe szczęście, że nie są to cztery rude córki. Los – twierdził tata Borejko z właściwą mu filozoficzną pogodą – litościwie nie zechciał do monotonii płci przydawać monotonii ubarwienia. Ojciec Borejko, filolog klasyczny i bibliotekoznawca, był ostatnim człowiekiem, który mógłby zbić majątek.
Borejko był przygarbionym i posiwiałym rudzielcem o ciepłych brązowych oczach i subtelnym uśmiechu. Jego wrodzoną i wykształconą z latami melancholię spowijał woal zadumy. Pozwalał mu izolować się ochronną otoczką od oceanu kobiecości przewalającego się po tym domu.
Tata Borejko wolał od dawna zachowywać rozsądne milczenie.A jeśli już mówił, to jakby do siebie, nie zwracając szczególnej uwagi na to, czy ktoś go w ogóle słucha. Ze spokojem prawdziwego filozofa tkwił w toczących się burzliwych kłótniach, ale w razie potrzeby schodząc po prostu z toru zamieci. Jednakże, kiedy akurat w pobliżu nie tętniło życie którejś z córek, wtedy tato stawał się bardziej wymowny.