Katarynka treść noweli


— Trzeba patrzeć tutaj, o tu, gdzie jest gładkie — mówiła dziewczynka przykładając lustro do twarzy. — Nic nie widzę! — rzekła — Czy i mama nie widzi mnie w lusterku? Lustro
— Widzę cię, moja ptaszyno.
— Jakim sposobem?… — zawołała dziewczynka żałośnie. — Przecie jeżeli ja nie widzę siebie, to już w lustrze nie powinno być nic…
— A tamta, co jest w lustrze, czy ona mnie widzi, czy nie widzi?… Sobowtór
Ale matka rozpłakała się i wybiegła z pokoju. Najmilszym zajęciem kaleki było dotykać rękoma drobnych przedmiotów i poznawać
je.  Jednego dnia przyniosła jej matka lalkę porcelanową, ładnie ubraną, za rubla. Dziewczynka nie wypuszczała jej z rąk, dotykała jej noska, ust, oczu, pieściła się nią. Poszła spać bardzo późno, wciąż myśląc o swej lalce, którą ułożyła w pudełku wysłanym
watą. W nocy zbudził matkę szmer i szept. Zerwała się z pościeli, zapaliła świecę i zobaczyła w kąciku swoją córkę, już ubraną i bawiącą się lalką.
— Co ty robisz, dziecino? — zawołała. — Dlaczego nie śpisz?
— Bo już przecie jest dzień, proszę mamy — odparła kaleka.
Dla niej dzień i noc zlały się w jedno i trwały zawsze… Stopniowo pamięć wzrokowych wrażeń poczęła zacierać się w dziewczynce. Czerwona wiśnia stała się dla niej wiśnią gładką, okrągłą i miękką, błyszczący pieniądz był twardym i dźwięcznym krążkiem, na którym znajdowały się jakieś znaki w płaskorzeźbie. Wiedziała, że pokój jest większy od niej, dom większy od pokoju, ulica od domu. Ale wszystko to jakoś — skróciło się w jej wyobraźni.  Uwaga jej skierowała się na zmysł dotyku, powonienia i słuchu. Jej twarz i ręce nabrały takiej wrażliwości, że zbliżywszy się do ściany, czuła o kilka cali lekki chłód. Zjawiska odległe oddziaływały na nią tylko przez słuch. Przysłuchiwała się więc po całych dniach. Poznawała posuwisty chód stróża, który mówił piskliwym głosem i zamiatał podwórko.
Wiedziała, kiedy jedzie z drzewem chłopski wózek drabiniasty, kiedy — dorożka, a kiedy — kary²⁰ wywożące śmiecie.