Katarynka treść noweli

Gdy został mecenasem, czoło, skutkiem natężonej pracy umysłowej, urosło mu aż do  ciemienia, a na wąsach pokazało się kilka srebrnych włosów. Pan Tomasz pozbył się już  wówczas młodzieńczej gorączki, miał majątek i ustaloną opinię znawcy sztuk pięknych.
A że kobiety wciąż kochał, więc począł myśleć o małżeństwie. Najął nawet mieszkanie  z sześciu pokojów złożone, urządził w nim na własny koszt posadzki, sprawił obicia, piękne meble — i szukał żony.
Ale człowiekowi dojrzałemu trudno zrobić wybór. Ta była za młoda, a tamtą uwielbiał  już zbyt długo. Trzecia miała wdzięki i wiek właściwy, ale nieodpowiedni temperament, a czwarta posiadała wdzięki, wiek i temperament należyty, ale… nie czekając na oświadczyny mecenasa wyszła za doktora…
Pan Tomasz jednak nie martwił się, ponieważ panien nie brakło. Ekwipował się¹⁰  powoli, coraz usilniej dbając o to, ażeby każdy szczegół jego mieszkania posiadał wartość artystyczną. Zmieniał meble, przestawiał zwierciadła, kupował obrazy. Nareszcie porządki jego stały się sławne. Sam nie wiedząc kiedy, stworzył u siebie galerię sztuk pięknych, którą coraz liczniej odwiedzali ciekawi. Że zaś był gościnny, przyjęcia robił świetne i utrzymywał stosunki z muzykami, więc nieznacznie zorganizowały się u niego wieczory koncertowe, które nawet damy zaszczycały swoją obecnością.
Pan Tomasz był wszystkim rad, a widząc w zwierciadłach, że czoło przerosło mu już ciemię i sięga w tył do białego jak śnieg kołnierzyka, coraz częściej przypominał sobie, że  bądź co bądź trzeba się ożenić. Tym bardziej że dla kobiet wciąż czuł życzliwość.
Raz, kiedy przyjmował liczniejsze niż zwykle towarzystwo, jedna z młodych pań rozejrzawszy się po salonach zawołała:
— Co za obrazy… A jakie gładkie posadzki!… Żona pana mecenasa będzie bardzo szczęśliwa.
— Jeżeli do szczęścia wystarczą jej gładkie posadzki— odezwał się na to półgłosem serdeczny przyjaciel mecenasa.
W salonie zrobiło się bardzo wesoło. Pan Tomasz także uśmiechnął się, ale od tej pory, gdy mu kto wspomniał o małżeństwie, machał niedbale ręką, mówiąc:
— Iii!…
W tych czasach ogolił wąsy i zapuścił faworyty. O kobietach wyrażał się zawsze z szacunkiem, a dla ich wad okazywał dużą wyrozumiałość. Nie spodziewając się niczego od świata, bo już i praktykę porzucił, mecenas całe spokojne uczucie swoje skierował do sztuki. Piękny obraz, dobry koncert, nowe przedstawienie teatralne były jakby wiorstowymi słupami na drodze jego życia. Nie zapalał się on, nie unosił, ale — smakował.