Z rodziny miał jedynie siostrę, która była bardzo do niego podobna, wspierali się nawzajem oraz byli nierozłączni. Nazywali siebie Marysiem i Anielką. Początkowo przebywali jedynie we własnym towarzystwie. Następnie dołączył do nich Jagmin. Kiedy Jagmin poinformował ich o zbiórce partyzantów Tarłowski bez wahania do nich dołączył. Powstańcy mieli zebrać się w Dziatkowiczach. Anielka bardzo martwiła się o brata, gdyż nie dorównywał on tężyzną fizyczną pozostałym mężczyznom uczestniczącym w walkach. Owszem miał silnego ducha, jednak jego ciało było wątłe. Prosiła Jagmina by opiekował się jej bratem. Ten przyrzekła, że będzie mu bratem i obrońcą. Młodzi bardzo długo patrzyli na siebie i ich wzrok mówił wszystko. W tym miejscu dąb przerwał swoje opowiadanie, gdyż wydarzenia, jakie miały później miejsce przyprawiały go o drżenie konarów.
Opowieść zaczął kontynuować świerk. Powiedział, że jest najwyższy w całym lesie i najdalej sięga wzrokiem, przez co może zobaczyć najwięcej. Opowiedział zebranym o walkach, jakie toczyły się przy skraju lasu. Echa tych walk odbijały się szerokim echem pomiędzy pniami drzew. W czasie walk padały krwawe, martwe ciała, a krople krwi wsiąkały w ziemię, kwiaty i mech. Świerk opowiadał o tym jak strudzeni walką powstańcy szukali schronienia pośród drzew. Niejednokrotnie wracali jako zwycięzcy. Wówczas byli zadowoleni i mieli uśmiech na twarzy. Wódz powstańców podtrzymywał ten ich stan, dodając otuchy na kolejne dni i jednocześnie dziękował im za odwagę. Wieczorem przy ognisku za każdym razem wyśpiewywali pieśni patriotyczne. Pewnego dnia Traugutt podziękował przy wszystkich Tarłowskiemu za uratowanie życia. Nazwał go „rycerzem Umęczonej” (Polski). Wszyscy towarzysze gratulowali mu, Jagmin w tym czasie przyznał się do uczucia, jakim darzył jego siostrę, jednak sam Tarłowski był bardzo niespokojny. To właśnie świerk jako pierwszy rozpoznał jego wewnętrzne rozterki pomiędzy chęcią walki, a pragnieniem szerzenia wiedzy.
W tym momencie opowieść podjęła brzoza. Powiedziała, iż Tarłowski bardzo lubił spędzać czas na łonie natury. Rozmyślał nad jej geniuszem. Koncentrował się niejednokrotnie na najdrobniejszych sprawach takich jak owad, liść czy źdźbło trawy. Wszyscy słuchali w skupieniu jego opowieści. Obaj przyjaciele – Jagmin i Tarłowski marzyli o tym, żeby być wolnymi, aby w końcu nastały czasy pokoju. W ich idealnym świecie nie było przemocy, a ludzie nie czuli do siebie nienawiści. Walki o taki stan rzeczy uważali za swój obowiązek. Jednak mieli świadomość tego, że walkę o wolność mogą przypłacić własnym życiem.
Kiedy brzoza umilkła dąb na powrót podjął opowieść. Pewnego dnia doszła do powstańców wiadomość, że wrogie oddziały planują atak na ich obóz. Przewaga przeciwnika była znaczna. Jednak powstańcy nie zamierzali się poddawać. Traugutt pokrzepiał ich słowami wzniosłymi, a wszyscy krzyczeli: „W imię Boga i ojczyzny!”. Jednocześnie szykowali się do bitwy – przygotowywali broń, zajmowali wyznaczone pozycje i siodłali konie. Posłaniec, który przyniósł wieści o przeciwniku miał także zapisany drobnym pismem niewielki liścik dla Tarłowskiego od jego siostry.
Jednak nikt nie dowiedział się, o czym dziewczyna pisała, gdyż wszyscy byli pochłonięci przygotowywaniem do bitwy. Plan był taki, że osoby zebrane w leśnej gęstwinie miały znienacka zaatakować nieprzyjaciela. Oczekiwano rychłego nadejścia wroga. Kiedy usłyszano pierwsze kroki padły rozkazy i rozgorzała bitwa pełna huku i krzyków. Na polanie zaczęły ścielić się trupy. Tarłowski czynnie uczestniczył w walkach i został ranny. Nad lasem zaczął unosi się dym. Wojska nieprzyjaciela zajęły już większą część polany. Wszyscy byli przemoczeni od potu i własnej krwi. Dąb określił całą sytuację jako piekło – ludzkie piekło.
Od strony lasu nadciągnął konny oddział wojska nieprzyjaciela. Kierował się on w stronę namiotu, gdzie znajdowali się ranni. Zbliżających się konnych zauważył Jagmin i podjął alarm ruszając na konnicę. W namiocie panował tłok, wróg bestialsko rozprawiał się z ofiarami. Tarłowski w chwili śmierci prosił przyjaciela, aby ten oddał jego chustę Anieli, jednak i Jagmin poległ w walce.
Nad mogiłą zawitała noc. Panowała tu niezmącona cisza, którą przerywał jedynie szloch wiatru. W pewnym momencie wiatr zapytał o krzyż, który został wbity w kurhan. Dzwonki wyjaśniły, że to Aniela, po kilku latach odwiedziła tą mogiłę. Oczy dziewczyny były pełne tęsknoty, a zarazem wydawały się puste. Dziewczyna bardzo płakała. Kiedy umiejscowiła krzyżyk na kurhanie opuściła to miejsce i nigdy więcej się nie pojawiła. Mogiłę tą odwiedzały jedynie dzikie zwierzęta mieszkające w lesie. Pobliski strumień szeptał czasem słowa „Vea victis” (biada zwyciężonym).
Wiatr przestał ronić łzy. Szumnie zakrzyczał „Gloria victis! – chwała zwyciężonym”. Ponad lasem powtarzał swoje zawołanie. Powtarzał je nad całym światem oddając tym samym hołd bohaterom. Opowiadał dalej historię dzielnych ludzi, którzy zginęli walcząc o wolność.