Rozdział XIII
W tym rozdziale powracamy do przygód głównego bohatera. Spotykamy ich ponownie, kiedy dalej podążają na wieś. Józio podróżował z walizką, zaś Miętus trzymał w ręce jedynie kij. Po drodze mijali przeróżne budynki oraz osoby, które szły do pracy. Spotykali również studentów. Kiedy w końcu opuścili miasto Miętus przyśpieszał kolegę, jednak Józio nie za bardzo palił się do tego by opuścić Warszawę. Mijali wymarłe wioski i lasy. W kolejnej wiosce nikt nie odpowiedział, kiedy pukali do drzwi chat. Jedynie chłop wynurzył się z dołu, gdzie wcześniej znajdowały się ziemniaki. Po chwili z dołu wyszła również kobieta z czworaczkami. Cały czas w tle było słychać ujadanie psów, a chłop z babą błagali o zmiłowanie się nad nimi. Kiedy Miętus zapytał się, dlaczego się chowają przed nim i Józiem używając słowo człowieku szczekanie psów zdwoiło swoją siłę, a i rodzina chłopa zaczęła wydawać podobne dźwięki. A kiedy Miętus rzekł, że obaj mają dobre intencje hałas wzmógł się jeszcze bardziej. A wieśniaczka zaczęła krzyczeć, że jej mąż to nie obywatel. Wieśniak zaś zaczął wygadywać, że znowu im intencje zesłano i że akurat chcą ich dobra. Jego żona wtórowała mu krzycząc, iż nie są oni ludźmi a jedynie psami. W tym czasie dziecko wieśniaków zawarczało a kobieta ugryzła bohatera w brzuch. Kiedy tylko wyciągnął brzuch z zębów baby zorientował się, że pomału zbiera się cała wieś, której mieszkańcy szczekali na przybyszów i wykrzykiwali, aby ich zaatakować. Wszyscy trzymali psy na smyczach. Bohaterowie byli w bardzo ciężkiej sytuacji. Cała ludność wiejska broiła się przed napływem miejskiej inteligencji. Nie Miętus i Józio nie wiedzieli jak sobie poradzić z taką sytuacją. W najbardziej krytycznym momencie zjawił się samochód, w którym kierował szofer a na tylnym siedzeniu jechała ciotka Józia – pani Hurlecka, której panieńskie nazwisko brzmiało Lin. Kobieta przywitała się z bohaterem i jego przyjacielem. Ciotka usłyszawszy, że obaj wybierają się na wycieczkę powiedziała, żeby zatrzymali się u niej. Kiedy jechali ciotka pytała jak idzie nauka oraz mówiła, które części ciała Józio odziedziczył po matce, a które po ojcu. Ciotka wspominała również wydarzenia z dzieciństwa Józia i wskazała jego wiek na trzydzieści lat. Kiedy dojechali na miejsce ciotka przestawiła wszystkim swoich gości. Józio pytał się wszystkich domowników o zdrowie, gdyż było to w dobrym zwyczaju. Każdy z nich zaczął opowiadać o swoich dolegliwościach. W trakcie rozmowy pokojówka przyniosła zapaloną lampę. Dziewczyna od razu spodobała się Miętusowi. W czasie kolacji Miętus zobaczył lokajczyka, który był według niego idealnym parobkiem chłopak miał nie więcej niż osiemnaście lat, miał dość jasne włosy, był przeciętnej urody i wzrostu.
Po kolacji goście wraz z domownikami udali się do salonu i gospodarz zaproponował, aby zagrać w brydża. Jednak nic z tego nie wyszło, gdyż Miętus nie znał tej gry. Po pewnym czasie pokojówka pokazała gościom ich pokój. W pewnej chwili Miętus nacisnął dzwonek i w drzwiach pokoju pokazał się lokajczyk – parobek. Miętalski powiedział mu by nalał wody do misy i otworzył lufcik okienny. Kiedy został spytany o imię, powiedział, że nazywa się Walek. Powiedział również, że u państwa jest od miesiąca i że wcześniej pracował przy koniach. Potem Miętus kazał mu nalać ciepłej wody. Kiedy chłopak wyszedł z pokoju Miętus się rozpłakał mówiąc, że Walek nawet nazwiska nie posiada. Powiedział do Józia „jeśli on się ze mną nie po…brata, nie wiem co zrobię!”. Chłopak robił wyrzuty Józiowi, że ten rozkazywał Walkowi, mówił iż parobek pewnie nie myje się i nie używa ciepłej wody. Kiedy lokajczyk powrócił Miętalski zapytał go o wiek, jednak nie umiał on powiedzieć ile ma lat. Józio spytał chłopaka czy jest bity przez dziedzica. Kiedy parobek przytaknął Józio uderzył go w policzek i wygonił z pokoju. Miętus był oburzony zachowaniem kolegi. Po chwili w drzwiach pokazał się kuzyn Zygmunt, który dowiedziawszy się o tym co wydarzył o się w pokoju pochwalił bohatera. W tym momencie Miętalski opuścił pokój. Wtedy Zygmunt opowiedział Józiowi jak to rodzina biła różne osoby „po gębach” i wyszedł. Miętus powrócił późno w nocy i oznajmił, iż „pobratał” się z Walkiem. Opowiedział Józiowi jak to prosił Walka by uderzył go w twarz. Początkowo chłopak nie chciał tego zrobić z obawy, że zostanie ukarany. Jednak pod wpływem ciągłych namów Miętusa uderzył go w twarz. W tym momencie do kuchni weszła Marcysia – pomoc kuchenna i w trójkę zaczęli naśmiewać się z pańskich zwyczajów. Dziewczyna powiedziała, iż dziedziczka bała się zwierząt, a państwo nic nie robi tylko je i od tego choruje. W tym momencie wszedł kamerdyner i wszystkich pogonił, ganiąc dziewczynę i lokajczyka. Kiedy Józio o tym usłyszał wiedział, iż będą z tego kłopoty.