Żona modna treść

Z stołowej izby balki wyrzuciwszy stare,

Dała sufit, a na nim Wenery ofiarę.

Już alkowa złocona w sypialnym pokoju,

Gipsem wymarmurzony gabinet od stroju.

Poszły słojki z apteczki, poszły konfitury,

A nowym dziełem kunsztu i architektury

Z półek szafy mahoni, w nich książek bez liku,

A wszystko po francusku: globus na stoliku,

Buduar szklni się złotem, pełno porcelany,

Stoliki marmurowe, zwierściadlane ściany.

Zgoła przeszedł mój domek warszawskie pałace,

A ja w kącie nieborak, jak płacę, tak płacę.

To mniejsza, lecz gdy hurmem zjechali się goście,

Wykwintne kawalery i modne imoście,

Bal, maszki, trąby, kotły, gromadna muzyka,

Pan szambelan za zdrowie jejmości wykrzyka,

Pan adiutant wypija moje stare wino,

A jejmość w kącie szepcząc z panią starościną,

Kiedy ja się uwijam jako jaki sługa,

Coraz na mnie pogląda, śmieje się i mruga.

Po wieczerzy fejerwerk. Goście patrzą z sali;

Wpadł szmermel między gumna, stodoła się pali.

Ja wybiegam, ja gaszę, ratuję i płaczę,

A tu brzmią coraz głośniej na wiwat trębacze.

Powracam zmordowany od pogorzeliska,

Nowe żarty, przymówki, nowe pośmiewiska.

Siedzą goście, a coraz więcej ich przybywa,

Przekładam zbytni ekspens, jejmość zapalczywa

Z swoimi czterma wsiami odzywa się dwornie.

"I osiem nie wystarczy" – przekładam pokornie.

"To się wróćmy do miasta". Zezwoliłem, jedziem;

Już tu od kilku niedziel zbytkujem i siedziem.

Już… ale dobrze mi tak, choć frasunek bodzie,

Cóż mam czynić? Próżny żal, jak mówią, po szkodzie".