8 września Miron pisał, jak mówi, ten dramat o schronie. I znów posypały się pociski. Wszyscy w jednej chwili wylądowali w piwnicy.
Swen zaprowadził Mirona do siebie. Tam spotkali
Zbyszka, który był już w mundurze, ale jeszcze bez broni. Nieopodal w piwnicy odwiedzili Dankę, która pracowała jako łączniczka-telegrafistka. Przywitała się z nimi, ale nie miała czasu na rozmowę, ponieważ zajęta była nadawaniem wiadomości.
Podczas którychś odwiedzin u państwa Szu, ktoś obchodził imieniny. Choć mieli mieszkanie na Wilczej, to większość czasu spędzali w schronie. Ryzyko było zbyt wielkie. Wkrótce i w to podwórze zaczynają trafiać – granaty, „koty", „krowy", (pociski, bomby zapalające), moździerze.
Pan Stanisław stał na warcie z mokrymi ścierkami i co rusz biegał do pożaru. Żona prosiła go nieustannie, by zszedł do schronu. Pani Rybkowska z kolei awanturowała się o domowe sprzęty, m.in. o przesunięty kredens, potłuczone szklanki czy obraz, co wydawało się dziwnym zachowaniem, biorąc pod uwagę okoliczności. W schronie pod sąsiednią kamienicą znajdowała się radiostacja. Biegali tam codziennie, by nasłuchiwać wiadomości.
10 września w niedzielę któraś pani na Wilczej wypożyczyła swoje mieszkanie, by odprawić w nim nabożeństwo. Zjawiło 5 na nim wielu ludzi.Ulica Krucza stanowiła główną ulicę południowego Śródmieścia. Miron spotkał tam Frania, kolegę ze szkoły, a także Romana „Atosa" – żołnierza AK. którego widział 31 lipca podczas nalotu. Gdy częstowali go w kwaterze zupą, od wybuchów sypał się tynk – prosto do talerzy. Zaraz potem wszyscy przenieśli się do kamienicy numer 23, której właścicielem był niejaki Klein. Budynek ten miał aż osiem kondygnacji, Ich piwnica sąsiadowała z inną. w której siedzieli państwo Wi. ze swoimi dziećmi.
Miron zastanawiał się nad szansą na przeżycie.Ani Swen, ani Roman Ż. nie pojawili się następnego dnia.Wybuchy następowały jeden po drugim. Jedna bomba uderzyła w studnię i wielu ludzi zginęło. Okazało się,że Ojciec w tym czasie wstąpił do kolegi, pana Kowalskiego. To go być może uratowało. Córka Kowalskiego miała za to wyrwany bok i uszkodzoną wątrobę.
Na drugi dzień zjawił się Swen.Bomba trafiła w jego oficynę, zniszczyła pól domu. Miron i inni pobiegli za Swenem zobaczyć ruiny.
Na podwórzu leżały ciała owinięte w prześcieradła.
Na trzeci dzień pojawił się Roman Ż. Przygniotły go o gruzy po wybuchu, ale uratowały go drzwi, pod którymi leżał. Odgrzebano go. Po zniszczeniu studni rozpoczęły się poszukiwana wody. Z jednego kina wyprowadzono niemie
ckich jeńców. Przeżyło niewielu, reszta zginęła pod gruzami. Narrator zauważa paradoks, że Niemcy chcieli zabić ich, a teraz sami zginęli od własnych bomb.