Wariat
Narrator informuje nas na początku, że wszyscy mają go za wariata, jednakże on jest zdrowy i jego głowa też jest zdrowa. Chore było jego serce, jednak nie było na to rady. Dowiadujemy się, że ma on krzywe nogi i garb. Miał metr pięćdziesiąt wzrostu. Wszystkie dzieci bały się jego twarzy, jednak jego własne dzieci codziennie go całowały i mówiły przy tym dzień dobry lub dobranoc. Narratora poznajemy w czasie rozmowy z doktorem. Pytał on, czy doktor wie, że takim brzydkim ludziom jak on z rodzą się tak piękne dzieci. Były one w każdym celu piękne – miały jasne włosy, proste nogi, „tłuściutkie jak serdelki”. Jego żona była dobrą kobietą i razem z nią zwykł mówić: „Bóg sprawiedliwy, dał dzieciom to, czego my nie mamy ani za pół grosza…” Miał on trzy córki.
Człowiek, który jest narratorem był śmieciarzem. Jego najstarsza córka uczęszczała już do szkoły i miała same celujące oceny. W szkole często wołano za nią, że jest córką śmieciarza. Do domu przynosiła same celujące oceny.
Później człowiek ten zamiatał w getcie. A raczej chodził tam z miotłą. Nieraz znalazł coś do jedzenia, a czasem ktoś mu dał coś. Młodsze dzieci nic nie rozumiały, ale najstarsza była złotym dzieckiem.
Gdy po raz pierwszy miała miejsce akcja wszyscy mówili, że go wezmą, gdyż w pierwszej kolejności biorą kaleki. A to właśnie on miał garb i był karłem. W związku z tym schował się na dachu. Gdy była druga akcja to schował się do lasu.
Kiedy była trzecia akcja chodził z miotłą po ulicy. On pracę zaczynał o piątek, a akcja rozpoczęła się ledwie pół godziny później. Człowiek ten był na tyle mały, że mógł schować się za miotłą. Nikt go tam nie znalazł. Cały czas powtarzał „Daj Boże”. Jednak nie wiedział co miałby dać, ani czy on w ogóle jest. Gdy ktoś przebiegał koło niego trącił miotłę i gdyby Niemcy spojrzeli w tamtą stronę to już by było po nim. W tym momencie karzeł zauważył, że na jednym z samochodów stoją jego dzieci. W płaczu córki zawołały „Tato, tato, chodź do nas!” Zagryzł tylko palec i pokazał żeby były cicho. Najstarsza dziewczynka przykryła pozostałym usta swoją dłonią.
W końcu człowiek ten prosi lekarza o zaświadczenie, że nie jest on wariatem. Lub jeszcze lepiej, aby dał mu lekarstwo, które sprawi, że przestanie wykrzykiwać: „Idę!”, gdyż one i tak już nie słyszały.