Doświadczeniem każdego z nas bywa „plątanie się” imion i nazwisk w czasie snu. Na pograniczu jawy i snu, w marzeniu sennym, powstają . kłębią się w naszym mózgu rozliczne gry słów i kalambury. Znał tę „technologię” kreowania nazw własnych Irzykowski (współcześnie z Freudem), gdy w komentarzu do utworzonego przez siebie nazwiska bohaterki Pałuby, Berestajki, wywodził źródłosłów: „Otóż zbudziwszy się przyszedłem do przekonania, że nazwisko to pochodzi ze zrobionej we śnie kumulacji nazwiska »Borodajko« (które nosił jeden z moich kolegów gimnazjalnych, zresztą całkiem mi obojętny) — ze słowem »Beresteczko« [miasto na Ukrainie )
Zdravko Malić, serbski badacz twórczości Gombrowicza, przekonany jest, iż u podstaw struktury narracyjnej Ferdydurke leży mechanizm opowieści o śnie głównego bohatera. W istocie, już na samym początku fabuły Gombrowicza mówi się o śnie trzydziestoletniego narratora, a potem od czasu do czasu, natrętnie i perseweracyjnie, pojawiają się formuły: „Sen?! Jawa?” (18), „Sen? Jawa?” 47, 48, 51, 55), „sen napadł jawę” (254). Jeden — jak podejrzewamy — z ukrytych kalamburów utworu zamaskowany jest w nazwisku prof. Momsena, anty-Filidora. Nazwisko to (nb. istniał T. Mommsen, historyk, autor wydanej w latach 1854—1885 Historii Rzymu, laureat literackej (sic!) nagrody Nobla w roku 1902) można odczytywać jako gwarowe oznajmienie: „mam sen”, „śni mi się coś” (inna jeszcze kwestia to ewentualna aluzja do Babbitta: Freddy Durkee był początkowo subiektem, nieśmiałym sprzedawcą, w firmie pana Monse-mana, co też przypomina Momsena).
Gombrowicz wprowadza do Ferdydurke różnorodne nazwiska, polskie i obce, popularne i sztucznie urobione: większość z nich odgrywa tu zresztą podwójną rolę, stanowiąc najczęściej przedmiot ataku satyrycznego (m.in. powtarzająca się fraza onomastyczna: „ciotka Hurlecka z domu Lin” — sugestia ważności nazwiska „Lin”, które jest jednak całkowicie pospolite i w wersji polskiej, i francuskiej) bądź też ośmieszającego daną postać poprzez zakamuflowane aluzje seksualne (wyjaśniane oniryczną podstawą fabuły, ramą sennowładztwa w dziele), tak kłopotliwe w wieku infantylnym.
Niewiele jest w Ferdydurke nazwisk zupełnie „niewinnych”. Do takich zaliczamy popularne nazwiska służących w dworze Hurleckich (Nowak, Zieliński). Inne — nawet tak zwyczajne, jak Kapuściński czy Kotecki — nabierają dzięki kontekstowi zgoła niespodziewanych współdźwięcz- ności z dominującą w utworze tonacją satyryczną. Wyliczmy najpierw kolegów, z którymi Józio Kowalski zapoznaje się w szkole. Są to: Bobkowski, Cimkiewicz, Gał- kiewicz, Guzek, Hopek, Kapuściński, Kołek, Koperski, Kopyrda, Kotecki, Miętalski, Mydlakowski, Myzdral, Py- laszczkiewicz, Pyzo, Wałkiewicz. Łatwo dostrzec zasady doboru tych nazwisk. Pierwszą jest odesłanie do krainy botaniczno-zoologicznej: Bobkowski, Kapuściński, Koperski, Kotecki, Miętalski (a może też i Pylaszczkiewicz, gdy słowo to skojarzy się nam z przylaszczką). Druga zasada dotyczy rymów i asonansów, które powstają po przeszeregowaniu tych jednostek onomastycznych. Widzimy tu trzy „rodziny”: i. Gałkiewicz — Wałkiewicz, 2. Guzek — Hopek — Kołek, 3. Kopyrda — Myzdral. Trzecia zasada, górująca nad pozostałymi, to zamaskowany seksualizm wymienionych słów.
Zajmijmy się szczegółowiej pierwszą parą: i Wałkiewicz (gdy wziąć pod uwagę frazeologizmy typu: „robić kogoś w wała”, „takiego wała!”, „po kiego wała”), i Gałkiewicz (gdy sięgnąć do ludowych śpiewek: „Gały, gały, gałusieńki nie chciały mu drgać…”) zwracają uwagę na symbolikę męskości. Podobnie jest w drugiej grupie nazwisk: Kołek wprost nawiązuje do Freudowskiego zasobu imaginacyj- nego (może być synonimem lasek czy pałek); Guzek też może mieć podobny sens, jeśli oznacza np. „okrągłą wypukłość, gulę, narośl”, a w dodatku w innych językach słowiańskich jest synonimem „tyłka, kupra”, tak jak polska ..guzica” (zob. F. Sławski, Słownik etymologiczny języka polskiego, t. i, hasło „Guz” i „Guzica”); Hopek brzmi jak Chłopek i kojarzy się z „podskakiewiczem”, ale gdy pamiętamy o fragmencie Ferdydurke dotyczącym „sprośnych konceptów na modłę Reya” (30), to cytując wers Rejowego „Kupca” („Nie mów: huj! — aż przód przeskoczysz!”) jasne się staje, że i „hop” („nie mów hop, póki nie przeskoczysz”) ma odnośnik falliczny.
Bardziej zawikłana jest kwestia asonansowej pary nazwisk Kopyrda i Myzdral. Kopyrdę łatwo podłączyć do czasownika „wykopyrtnąć się”, czyli „przewrócić się, upaść”. Niedaleko tu do „miętoszenia” związanego z nazwiskiem Miętalski (Miętus, Miętol, Mięta) czy sugerowanego przez rodową godność Hurleckich „turlania się”. Chodziłoby więc o podwójną odnośność semantyczną tych nazwisk: 1. związaną z kończącymi trzy części Ferdydurke foremnymi lub bezforemnymi „kupami” tarzających się ciał ludzkich, 2. dotyczącą rubasznego opisu zalotów 1 amorów. Myzdral w pierwszych rzutach brulionowych powieści był jeszcze Pyzdralem (zob. V 1, 69—72). Rymował się wówczas z kolegą Pyzą (teraz Pyzo), tak jak ówczesny Bobek (teraz Bobkowski) z Hopkiem i Kołkiem nb. w tej pierwotnej wersji utworu, drukowanej w roku 1935 w piśmie „Skamander”, występowali także Pieko- siriski i Pietrasiriski). Jeśli pominąć tę „pyzdrzańską” proweniencję nazwiska Myzdrala (a przywołuje ona nie tylko miasto Pyzdry, ale i rdzeń „pyzd”—„pizd”), będzie ono kojarzyło się nam z silnym wiatrem „mistralem”, obalającym i przewracającym wszystko po drodze (stąd paralela do Kopyrdy), albo z ,,mizdrą”, czyli wewnętrzną stroną skóry. W takim towarzystwie „rodzinnym” nazwisko Kotecki czy Koperski nabiera erotycznych rumieńców: Koperskiego wysyłamy w „koperczaki”, Koteckiego zaś kojarzymy nie tylko z „kociakami”, ale i „kotem, kotką, kocurem, kocurkiem” — synonimami wzgórka łonowego Pylaszczkiewicz (Syfon) zwał się w pierwszej wersji Ferdydurke Pylasińskim. Należy więc do rodziny onomastycznej, składającej się z takich nazwisk, jak: Pyzdral, Pyzo (Pyza); Pipowscy, Pifczyccy, Pitwicki, Pistak. Myślimy, że wszystkie te nazwiska mają u swych źródeł „pizię” („pisię”, „pipę”) lub „pytę”, czyli eufemistyczne określenia genitaliów. „Pylasiński” ukrywałby wersję „prawdziwą” — „Pytasińskiego”, natomiast „Pylaszczkiewicz” — „Pytaszczkiewicza”.